Zaabonuj przez email

Tłumacz/ Translate

Gdański liberał XXI wieku

dailyvideo

Po co komu zmarszczki?



Adam Fularz

W numerze 3/2004 niemieckiego czasopisma Unispiegel (maj 2004) opublikowano interesujący reportaż o najmłodszym profesorze marketingu w Ameryce Północnej- jak nazwała tego młodego naukowca gazeta New York Times. Artykuł ten, oprócz peanów pod adresem młodego zdolniachy, jest pełen krytycznych zarzutów pod adresem niemieckiego systemu edukacji, który podcina młodym talentom skrzydła i zmusza ich do emigracji. A czy w Polsce 27-letni naukowiec miałby szansę stania się profesorem, nawet gdyby efektami pracy prześcignął starszych wiekiem? W gerontokratycznym światku polskiej nauki należy mieć siwe włosy- wypada stwierdzić po lekturze biogramów polskiej kadry profesorskiej, a informacje o tym, że ten tytuł przysługuje w innych krajach osobom bardzo młodym, są traktowane z niedowierzaniem graniczącym z zacofaniem.


Chłopak wygląda niepozornie, ma, jak to odnotowały czasopisma, twarz jak z pudełka czekoladek. Nosi dżinsy i czerwony pulower. Ma sporo z kobiety w swym zachowaniu, i nie drażni go gdy niektórzy mają go za geja z powodu jego nieco damskiego sposobu poruszania się. Za to kocha swoją dziewczynę Evę.

Swoją karierę Markus Giesler wypracował samodzielnie: strategią, pilnością i uporem. Miał 10 lat, gdy umarł jego ojciec. Markus roznosił gazety, pracował później jako pianista barowy. Mając 17 lat założył w domowej piwnicy studio nagrań i i założył firmę nagraniową. Wkrótce jego firma GProductions zrobiła wydając szlagiery sporą fortunkę. W liceum uczył się nieszczególnie, choć dobrze. Studiował na prywatnym uniwersytecie niemieckim Witten/Herdecke. 20-letni Markus miał długie włosy, kolczyki i palił papierosy jeden za drugim. Na czesne zarobiła jego firma.

Sień Internet, gdzie pierwotnie Markus znalazł pirackie kopie własnych piosenek, szybko się okazała dla młodego badacza szczęśliwą gwiazdą. Podzielił elektronicznych konsumentów w grupy i zbadał ich obyczaje, rytuały i religie. Stał się netnografem globalnej pajęczyny. Analizował sieć wymiany kradzionych utworów muzycznych Napster, której uczestnicy przegrywali sobie na swe dyski twarde nielegalne kopie utworów. Ich ideologię zestawiał z ideami Marksa dotyczącymi zniesienia własności prywatnej. Przywołuje tezę Hermana Hessego: "Jeśli nienawidzimy jakiegoś człowieka, to nienawidzimy w jego obrazie czegoś, co siedzi w nas samych. Jeżeli tego w nas nie ma, to nas to nie denerwuje". A więc jasne: komputerowi piraci są cięci na to, co odrzucają: gwiazdy muzyki pop i pieniądze.

Baudrillardf, Hesse, Marks: dobry badacz marketingu strawi wszystko. I zdaje się, że Markus cierpi na niedosyt trawienia i analizowania: wyjaśnia bowiem czytelnikom, że nie czytuje powieści, ponieważ "zawsze potem muszę do tego coś napisać".

Młody badacz zadał swego czasu pytanie niemieckiej minister edukacji, pani Eldegardzie Bulmahn, co ta zamierza zrobić, by coraz więcej badaczy nie nie emigrowało za granicę. Ona w odpowiedzi stwierdziła, że tak źle wcale nie jest, i zaleciła nieznanemu jej pytającemu, by ten uczestniczył w niemieckim programie współzawodnictwa dla młodych badaczy. Makrus jest pełen goryczy, gdy opowiada o swoich doświadczeniach w RFN. Dwa lata temu starał się o stypendium w jednej z licznych fundacji edukacyjnych o stypendium dla doktoranta. "Gdy wreszcie przetworzyli mój wniosek wstępny, byłem już gotów z doktoratem".  "W tym kraju nikt mi nie powierzy sensownych badań, nim nie będę miał siwych włosów"- konkluduje 27-letni Markus Giesler.

Przypuszczalnie młody badacz zawdzięcza swoją karierę swojemu braku cierpliwości dla biurokracji. W 1999 roku, mając 23 lata, zafascynował się marketingowym guru Ameryki Północnej, Philipem Kotlerem. Wreszcie wysłał e-list do profesora-gwiazdy. Z jednego e-listu zrobiła się cała e-korespondencja, aż Kotler napisał mu "hej, czemu po prostu tu nie przyjedziesz?" Giesler przyjechał, najpierw na kwartał. Zaczął też publikować: prace ukazywały się jedna za drugą, i to w najbardziej wpływowych czasopismach. Od tego czasu krąży pomiędzy Chicago i RFN, gdzie wciąż jest pożądanym pianistą. Często bywa też na konferencjach swej branży, odczytując dobrze płatne referaty. W zeszłym roku w Chicago mógł zaprezentować się największym uniwersytetom, co po obu stronach Atlantyku robią wszyscy, którzy chcą coś osiągnąć.

Ten człowiek ma też swoje ideały: w swych marzeniach chciałby "uzdrowić" świat konsumpcji. Na przykład przemysł farmaceutyczny, który wmawia swoim klientom nieistniejące choroby. Swoje wybujałe gaże za referaty Markus przeznacza na datki dla dzieci w Nepalu. W końcu otrzymuje od swojej uczelni w Toronto pensję, o których jego niemieccy koledzy mogliby pomarzyć.  Pracuje tam jako Assistant Professor of Marketing.


Fotografie: przedruk dozwolony za podaniem następującego podpisu (wg zyczenia M.Gieslera)

Markus Giesler, Consumer Researcher (www.markus-giesler.com)


Markus Giesler wraz z Edelgard Bulmahn, niemiecka minister edukacji



Wydaje się, że najlepsze, co można polecić młodym badaczom z takich nowych branż jak ta Markusa, to szukanie szczęścia po drugiej stronie Atlantyku. W RFN czy w Polsce, by osiągnąć to co szybko zyskał gdzie indziej, z pewnością osiwiałby, a jego "twarzyczka z pudełka czekoladek" pokryłaby się siecią gęstych zmarszczek. Na szczęście świat ma różne prędkości, i przeniesienie się na poziom, gdzie selekcja kadry naukowej nie jest teatrum biurokracji, festiwalem formularzy i igrzyskiem pieczątek, jest możliwe i przybiera nawet postać prozaicznego emaila, oczywiście odpowiednio sensownego. A profesura bez siwizny i kompletu zmarszczek jest tylko dowodem normalności, bo czegóż jeszcze? Ucieczka młodych talentów nie może dziwić- po co komu zmarszczki?

Posted by Adam Phoo on 04:23. Filed under . You can follow any responses to this entry through the RSS 2.0

0 komentarze for Po co komu zmarszczki?

Prześlij komentarz

Ostatnie doniesienia

Ostatnie komentarze

Galeria zdjęć